Szczerze o początkach

czyli w poszukiwaniu własnej drogi w branży wizualizacji 3D

Własny biznes wizualizacji to sporo wyzwań i niewiadomych. Czasami mało luzu. Świat codziennie krzyczy: kup!, zrób!, bądź najlepszą wersją siebie. Tabuny samozwańczych specjalistów rozpychają się w internetach, żeby pokazać nam przepis na personalny upgrade. Każdy mówi, że wszystko wie i będzie zajebiście. A może raczej nikt głośno nie mówi “nie wiem”, ani ile rzeczy po drodze nie wychodzi?

W branży wizualizacji 3D nie ma lekko z byciem tym “najlepszym” i poszukiwaniem własnej drogi. Jesteś w twórczym dole, a znajomi właśnie wrzucili na swój profil temat sztos. I do tego te ich wizki - kosa. Dla poprawy nastroju bezmyślnie scrollujesz Beha/Insta, ale tam trafiasz na jeszcze lepsze perełki. W głowie zaczynają kołatać pytania: czy jestem we właściwym miejscu? Czy to na pewno dla mnie?

Musisz wiedzieć, że zwątpienie prędzej czy później dopada każdego, choć mało kto się z nim ujawnia. Tak samo mało kto chce słyszeć wspomniane wcześniej “nie wiem”. Nikt nie realizuje samych zjawiskowych zleceń, a sinusoida twórcza jest udziałem każdej kreatywnej osoby - również tych największych, chociaż im nie wypada o tym głośno mówić.

Mi zajęło sporo czasu i wewnętrznego przepracowania złapanie spokojnej głowy oraz dojście od kilku tematów dla znajomych do kilkuset wizualizacji rocznie i zgranego zespołu. I właśnie o tym chcę się z Tobą podzielić. 

 
Michal-Nowak.jpg

Michał Nowak

Robię wrażeniowe “ładne obrazki” i pomagam skuteczne sprzedawać wizje oraz projekty. Po godzinach staram się współtworzyć silną i zgraną scenę polskiej wizualizacji 3D.

Ponad 15 lat w branży i międzynarodowa baza klientów pozwalają mi czuć się pewnie w każdej sytuacji produkcyjnej i biznesowej. Swoją wiedzą i doświadczeniem staram się dzielić na łamach tego bloga, konferencjach i szkoleniach.

W swojej twórczości łączę dbałość o niepowtarzalny nastrój z praktycznymi wymogami projektów. Dla klientów jestem partnerem, który dzięki wiedzy wspiera ich w trudnych kreatywnych aspektach.

www

2000+

Mój początek z grafiką to przypadek. Nie wykazywałem ponadprzeciętnych zainteresowań szeroko rozumianą sztuką czy designem. Bądźmy szczerzy - nie interesowało mnie to wcale. Po prostu jakimś cudem w ręce mojego brata wpadł Max. On szybko zrezygnował, ja zostałem. Dlaczego? Nie mam pojęcia, nie potrafię nazwać tych bodźców. Pomiędzy różnymi działaniami były wzloty i przestoje - ot kolejna zabawa i chwilowe zacięcie nastolatka, bez większych planów na przyszłość. Po prostu.

 

2005

Wrocław. Czwarte piętro w starym biurowcu na ul. Grabiszyńskiej. Spotkanie w sprawie pracy. Spocone dłonie. Mam 21 lat i w głowie dudni “to się nie uda”. Pierwsza poważna rozmowa o pracę w 3D. Zero wiedzy produkcyjnej, Maxa obsługiwałem tylko myszką. Klawiatura to zło, a skróty... to przemilczę. Co może się nie udać - poza wszystkim? Entuzjazm jest, ale brakuje wiedzy, doświadczenia i pewności siebie. W internecie nie było rozwiązania na wszystko, a jako samouk człowiek dość szybko osiąga sufit. 

Niektórzy ludzie mają dar - wszystko łapią w lot a po szczeblach swoich umiejętności wspinają się błyskawicznie i bez wysiłku. Mają w sobie świeżość, polot i to coś nienazwanego. Podziwiamy ich, jeśli tylko za coś się zabiorą i dowiozą do końca (bo jednak część odpuszcza i nie kończy nigdy). Z drugiej strony mamy ludzi obdarzonych pasją, ale niekoniecznie darem na miarę Michała Anioła. Ich bronią jest ciężka praca i determinacja - cisną, trenują i również tworzą rzeczy wyjątkowe. Przeważnie pierwsi i drudzy finalnie lądują w tym samym miejscu, tylko droga jest odmienna. 

Zdecydowanie bliżej mi do tych drugich. Praca po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Tematów w opór i jeszcze więcej chęci do klikania po godzinach. Próby, sukcesy, porażki - i tak w kółko. Wszystkiego dużo, ale z uśmiechem na twarzy. Idzie! Udało się załapać na stałe. Pierwszą naukę przerabiałem, patrząc zza pleców, jak senior w biurze klika i czaruje. Potem trzeba było to przerobić u siebie, żeby zadziałało. Kolejny test do kubła,  ale w końcu działa. Fartem od losu wylądowałem od razu w Arch-Wiz. 3D lubiłem już wcześniej, ale gdy doszła bryła, światło i cała reszta, wsiąkłem bez opamiętania. To był intensywny i zarazem bardzo ciekawy czas.

Mijały dni, tygodnie i lata. Nagle jestem w zupełnie innym punkcie. Z juniora stałem się seniorem, a potem team leaderem. Pojawiły się pierwsze własne zlecenia. Gdy jestem pytany o źródła sukcesu, zawsze powtarzam, że miałem ogromne szczęście spotkać na swojej drodze zawodowej świetnych ludzi. Ludzi, którzy w różnym czasie i różnym miejscu pokazali mi kierunek lub coś, co ukształtowało moje patrzenie na pracę i doprowadziło do obecnego miejsca.

 

PROBLEM?!

Pomiędzy tym wszystkim zawsze gdzieś w bebechach miałem problem z tym, co i jak robić, żeby było dobrze. Jako samouk dochodzisz do wszystkiego własną ścieżką i widzisz, że to działa. Z drugiej strony czujesz niepewność, czy to dobra droga. Pytasz sam siebie, czy ta estetyka jest okej, bo pani X ma to zrobione inaczej. A tamten gość z internetu działa w zupełnie innym stylu i ciągle łapie super tematy. Może ich pomysły są lepsze, ładniejsze? Może tak powinienem pracować? Branża kreatywna nie ma sztywnych standardów, które opisują zero-jedynkowo, czy robisz coś właściwie. Podziwiam tych, którzy zawsze wierzą w swoje decyzje. Mi na początku nie było to dane. I chociaż niepewność sama w sobie nie jest niczym złym, to w nadmiarze może łatwo prowadzić do wewnętrznej szamotaniny.

Z roku na rok entuzjazm rósł. Realizowałem coraz większe projekty, pracowałem z coraz większymi klientami, pokazały się pierwsze publikacje i wyróżnienia. Sygnały zawodowego sukcesu pojawiały się coraz liczniej, a ja wewnętrznie cały czas szukałem. Byłem niepewny, mówiłem sobie “nie wiem”. Gdzie jest ten styl, jak do niego dojść, jak to uchwycić? Co trzeba robić, by było tip top? Co zrobić, by realizować super zlecenia? Głowa zawieszała się na pierdołach, które - powtarzane do znudzenia - stawały się coraz cięższe i spalały mnie od środka.

 

2016

Momentem zwrotnym był cały rok 2016 i sporo dość trudnych sytuacji z tamtego czasu. Zostałem zmuszony stanąć w miejscu i zobaczyć, co jest dookoła. Równocześnie chciałem zrobić kilka rzeczy w inny sposób - po swojemu, na nowo. Nie da się cały czas stać okrakiem i zachować balans. Kluczowe okazały się dwa fundamentalne pytania: z kim? i jak? chcę pracować. Dociera do mnie po raz pierwszy, że nie muszę być jak ten gość z internetu. Mogę być Michałem Nowakiem, być sobą i pracować po swojemu - tu i teraz. 

Po tym odkryciu bebechy i głowa stały się spokojniejsze. Poczułem, że nie muszę nikogo naśladować. Mogłem być tym analitycznym, chaotyczny, wielowątkowym, skupionym sobą. Jeśli lubię intensywne kolory oraz mocne bryły w kadrze, i mam na to klientów, to znaczy, że wychodzi mi to dobrze i mogę robić dalej swoje. Nie muszę w nieskończoność rosnąć i podbijać świata największymi tematami. Biznes rozwijał się stopniowo i w swoim tempie. Z czasem dołączył pierwszy pracownik, pojawił się nowy duży klient, pierwsza edycja konferencji, kalendarz pełen zleceń, następny pracownik i tak puzzle zaczęły się układać.

 

2020

Bycie specem od wszystkiego jest dziś na topie. Trenerzy uczą, jak żyć i pracować lepiej. U mnie dalej nie wszystko działa idealnie. Wielu rzeczy wciąż “nie wiem”. Jednak od jakiegoś czasu spokojniej mi z tą wiedzą - niewiedzą. Robię swoje i jestem pewien, że kolejne próby posuną mnie do przodu. Przez lata sporo elementów zadziałało bardzo dobrze i to jest ważne. Cała reszta, czyli tzw. porażki, to tylko kolejne doświadczenie i następny proces do przerobienia. Czy można inaczej? Oczywiście, że tak. Praca kreatywna to nie wbijanie gwoździ, na które jest jeden słuszny sposób. Każde z nas robi coś podobnego, ale w nieco innym, własnym stylu.

Jak dojść od kilku tematów w roku dla znajomych do kilkuset wizualizacji rocznie i zgranego zespołu? Tutaj nie ma magii… Trzeba to po prostu robić. Ze wszystkiego wyciągać wnioski. Działać po swojemu, planować to, co można przewidzieć, zaakceptować ograniczenia i oswoić się z myślą, że nie ma drogi na skróty. Nie da się zjeść deseru przed daniem głównym.

Ze swojej strony podpowiem, że warto:

  1. Czasami złapać dystans, by spojrzeć z zewnątrz na miejsce, w którym się znajdujesz.

  2. Rewidować założenia, jeśli przyjęte z uporem się nie sprawdzają.

  3. Akceptować porażki, bo zwykle z nich można wyciągnąć najwięcej. 

  4. Zapalać się do tego, co ważne, zamiast spalać drobiazgami.

  5. Robić po prostu swoje, a tam gdzie się da mieć z tego fun.

Każdy ma swój styl, swoją drogę i własne plany. Wszystko powyżej, to mój przypadek. Cała reszta zależy od Ciebie.

 

Jesteś zwycięzcą ;D

Kończąc, wyszło strasznie kołczingowo. Zabawne, bo mam awersję do specjalistów teoretyków od wszystkiego. Liczę, że moja historia pokaże Ci, że czasami nie jest tak kolorowo, a trudności jest sporo. Nie na wszystko jest jedna odpowiedź. Pewnych rzeczy się po prostu nie wie. Bądź sobą. Poznaj swoje mocne oraz słabe strony i zamiast słuchać kołczów, po prostu zaakceptuj to i zrób z tego atut. Na pewno z biegiem czasu będziesz wiedzieć więcej i czuć się pewniej.

Na koniec polecam materiał Krzysztofa Gonciarza. Zawsze uśmiecham się w duchu, gdy oglądam ten filmik. Sama prawda i doskonały komentarz do wszystkiego, o czym wcześniej pisałem:

Uczenie się czegokolwiek to taka niekończąca się seria prób i błędów, porażek i sukcesów. Trzeba robić, robić, robić.

A Ty jak widzisz swoje początki i codzienne boje? Zostaw swoją historię w komentarzu, niech inni też zobaczą, że można “nie wiedzieć” lub robić to po prostu po swojemu ;)


Podobało się — zostaw lajka!

Jeśli tekst był dla Ciebie wartościowy, to mam prośbę: pomóż mi dotrzeć do innych osób zainteresowanych Arch-Wiz. Może masz takich ludzi wśród znajomych? Podeślij im link do artykułu mailem, Messengerem albo udostępnij na Facebooku. Dzięki!

Piona i jesteśmy na łączach!

Previous
Previous

ArchiPaper — czyli jak wyjść poza trendy i odnieść sukces

Next
Next

Making-of Henge Hill